Nieznajomy

Delikatny wiatr poruszał źdźbła trawy, nieco ochładzając gorące, letnie powietrze. Dwójka chłopców, nie zważając na wysoką temperaturę, siedziała na kocu na pobliskiej polanie zamknięta w swoim świecie. Z pomocą wyobraźni zabawki nabierały życia, a historie zdawały się rozgrywać tu i teraz. Konrad wzniósł w powietrze plastikowy samolot, wydając przy tym charakterystyczne dźwięki i wyobrażając sobie, jak sam siedzi za jego sterami.
– Masz paliwo? – zapytał siedzący naprzeciwko Karol, podążając za dłonią chłopca. Ten zamarł w bezruchu i spojrzał na niego zaskoczony.
– N-nie… – odparł, by po chwili skierować dziób maszyny w dół. – Mejdej, mejdej, rozbijemy się!
– Uratujemy was! – krzyknął Karol, podnosząc figurkę Supermana. – Pomoc jest w drodze!
– Ale mamy kryptonit na pokładzie. – Konrad popatrzył na niego z powagą.
– Skądś go wytrzasnął…? – mruknął z niedowierzaniem. – Nie można od tak go przewozić na pokładzie samolotu pasażerskiego.
– Ale to jest specjalny samolot!
– Który zapomniał zabrać paliwa!
– Zdarza się – burknął Konrad, opuszczając zabawkę. – Zazwyczaj nie trzeba dolewać.
– Tankować – poprawił go. – Samoloty się tankuje.
– Nie, bo auta!
– Też.
– Nie można tankować dwóch rzeczy. – Konrad nie dawał za wygraną.
– Można. Taty zapytaj.
– Jest zajęty...
Karol westchnął ciężko, kręcąc głową. Choć uwielbiał swojego brata, czasami nie potrafił zrozumieć jego sposobu myślenia. Różnica kilku lat robiła swoje, jednak świadomość, że sam mógł być tak samo głupi, przerażała go najbardziej.
– Dobra, ja go zapytam. Ale jeśli mam rację, oddajesz mi jogurt.
– Zobaczysz, że wygram!
Karol prychnął pod nosem, a oburzony Konrad usiadł po turecku, chwytając policyjny radiowóz i jeżdżąc nim po kocu. Teraz był we własnym świecie i nic nie mogło go z niego wyciągnąć – jak za każdym razem, kiedy się obrażał, co robił nader często. Choć rodzice powtarzali mu, aby bardziej skupiał się na rzeczywistości, ten nie widział w niej nic ciekawego. Nie było tu smoków, superbohaterów czy wielkich robotów walczących w przestworzach. O wiele bardziej wolał swoją wyobraźnię, z której wciąż był dumny.
Karol obserwował go jeszcze przez chwilę, po czym wstał i skierował kroki w stronę domu. Nie zamierzał pytać ojca o tankowanie, szczególnie że ten był zajęty swoją pracą. Postanowił zrobić krótką przerwę i odpocząć od brata, który już kompletnie był pochłonięty przez swoje marzenia. A przynajmniej tak mu się zdawało.
Konrad odprowadził wzrokiem brata, a kiedy ten zniknął za drzwiami, prychnął, ponownie zerkając na zabawkę.
– Głupi Karol – burknął, jeżdżąc samochodem w tę i we w tę. – Tankować samolot...
Kiedy był wkurzony, myślał o złych rzeczach, których potem żałował. Mimowolnie jego wyobraźnia podsuwała mu obraz zwłok brata znajdujących się pod kołami radiowozu. Chcąc wyrzucić z siebie negatywne emocje, Konrad coraz szybciej poruszał samochodem, widząc odrywające się kawałki ciała rzucane we wszystkie strony.
– Konrad. – Usłyszał za sobą cichy głos, naraz zamierając. – Konrad.
Ostrożnie odwrócił głowę, zerkając za siebie. W cieniu drzewa dostrzegł sylwetkę nieznanego mężczyzny. Odziany w ciemny garnitur trzymał w dłoni niewielką laskę, a jego głowę zdobił czarny cylinder. Uśmiechał się do chłopca, gestem dłoni prosząc, aby do niego podszedł.
– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – powiedział spokojnie, jednak kiedy Konrad wciąż siedział z wbitym w niego wzrokiem, dodał: – Chcę tylko porozmawiać.
– Kim pan jest? – głos chłopca zadrżał, co nie umknęło uwadze nieznajomego.
– Przyjacielem. – Posłał mu ciepły uśmiech. – Chcę ci pomóc.
– Pomóc? – Obrócił się, aby lepiej przyjrzeć się mężczyźnie. – Nie potrzebuję pomocy.
– Ależ oczywiście, że tak! – zaprzeczył donośnie. – Każdy jej potrzebuje, lecz niekoniecznie o tym wie.
– Ale ja napra…
– Oj, Konrad, Konrad – przerwał, uciszając go gestem dłoni. – Po prostu mi zaufaj. – Chłopiec pospiesznie spojrzał w stronę wejścia do domu w nadziei, że kogoś tam zobaczy. – Na nich nie licz, są fałszywi.
– Co…?
– Twój brat... Karol, tak? – Konrad powoli pokiwał głową. – To naprawdę dwulicowe stworzenie. Może teraz się z tobą bawi, poświęca ci czas, ale myślisz, że naprawdę tego chce? Twoja mama codziennie musi go prosić i przekupywać, aby zechciał się tobą zająć. A wiesz dlaczego? – Chłopak przełknął ślinę i zaprzeczył. – Bo sama nie chce cię widzieć.
– Kłamiesz! – oburzył się. – Mama mnie kocha.
– Tak samo jak tatuś? Przecież praktycznie go nie ma. – Konrad poczuł ukłucie w klatce piersiowej, mimo tego nie drgnął. Nie wiedział, co powiedzieć, czym jednak nie przejmował się nieznajomy. – Siedzi wciąż zamknięty w swoim pokoju i ciągle pracuje, ale czy tak naprawdę wiesz, czym się zajmuje? Co takiego robi? Skoro ciągle jest zajęty, powinien dużo zarabiać, prawda? – Cisza. – Widzisz, a tak nie jest. Inaczej pojechalibyście do Disneylandu, o który tak bardzo prosiłeś zeszłego lata.
– Skąd wiesz? – Konrad zmarszczył brwi, nieznacznie się kuląc. Przerażała go wiedza mężczyzny na temat jego osoby, jak i rodziny.
– Już to powiedziałem, jestem twoim przyjacielem. – Uśmiechnął się przyjaźnie, delikatnie przekrzywiając głowę. – Wiem o tobie całkiem dużo i dlatego chcę ci pomóc.
Konrad milczał. Nie wiedział, co zrobić. To prawda, że chciał jechać do Disneylandu. To prawda, że ojciec ciągle pracuje, a pieniędzy wcale nie przybywa. To prawda, że Karol czasem miał dosyć zajmowania się nim i zamykał w swoim pokoju.
A co jeśli w ogóle nie chciał z nim przebywać? Jeśli naprawdę mama musiała go prosić o to, aby się z nim pobawił, bo sama nie chce go na swojej głowie? Co jeśli oni tak naprawdę go nie kochają?
– Podejdź, Konrad – poprosił nieznajomy. – Pomogę ci, tylko musisz mi zaufać.
Chłopiec siedział w bezruchu. Z jednej strony znał swoją rodzinę i wiedział, że go kochają, z drugiej natomiast… czy na pewno znał ją aż tak dobrze? Bił się z myślami, nie wiedząc, co zrobić. Pomoc była czymś kuszącym, tylko na czym mogła polegać? Czy mężczyzna zabierze go do Disneylandu? Otoczy opieką i miłością?Poświęci mu swój czas w przeciwieństwie do rodziców?
– Podejdź – powtórzył bardziej stanowczo.
Konrad patrzył na niego jeszcze przez chwilę. Delikatny uśmiech na twarzy nieznajomego nie wzbudzał w nim żadnych podejrzeń. W końcu w kreskówkach ci źli nigdy się nie uśmiechają, prawda?
Podniósł się z miejsca i wziął głęboki wdech. Powoli zaczął stawiać kroki w stronę mężczyzny, wpatrując się w jego oczy. Żywy błękit niesamowicie go fascynował i hipnotyzował coraz bardziej. Z czasem obraz przybierał jego barwę, a wszystko dookoła powoli znikało. Kiedy cienie niemal dosięgały stóp Konrada, do jego uszu dobiegł stłumiony odgłos kroków.
– Konrad!
Gwałtowne szarpnięcie przywróciło go do rzeczywistości. Karol odciągnął brata z powrotem na koc, gdzie natychmiast zamknął go w uścisku. Jednym okiem chłopak widział, jak twarz nieznajomego wykrzywiła się w grymas niezadowolenia, a jego sylwetka powoli się rozmywa.
– Co ty odpierdalasz? – wysyczał przez zaciśnięte zęby Karol. – Zwariowałeś?! – Odsunął go od siebie, spoglądając w jego oczy, jednak chłopaka tam nie było. Stał przed nim, patrzył na niego, jednak nie był obecny. – Konrad, odezwij się.
– Nie wolno ci przeklinać – wymruczał beznamiętnie. – Powiem mamie.
– Nie obchodzi mnie to! Pytam się, co ci odwaliło? – Zacisnął dłonie na ramionach brata, zagryzając zęby.
– N-nic… – Konrad opuścił wzrok. – Nic nie zrobiłem.
– Nie wolno ci do niego podchodzić, rozumiesz?
Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
– W-widziałeś go?
Karol westchnął ciężko, przyciągając go do siebie. Chłopiec bez problemu mógł wyczuć szaleńczo bijące serce brata oraz przyspieszony oddech.
– Nie teraz, jedynie cień… Ale posłuchaj, cokolwiek ci powiedział, kłamał. On ci nie pomoże, chce cię zabrać, rozumiesz?
– Ale mówił, że jest przyjacielem i że…
– Nie jest, zrozum to! Kłamie, kłamie i jeszcze raz kłamie.
– Skąd wiesz…?
– Zau… – urwał, wiedząc, że to nic nie da. Wcisnął nos we włosy Konrada i odparł: – Też go widziałem. Też mówił, że mi pomoże. A ja uwierzyłem…
– I? Co zrobił?
– Krzywdę. Wielką krzywdę, Konrad.
– Nie rozumiem… Co to znaczy?
– To znaczy – zaczął i odsunął od siebie brata – że nie będę mógł się z tobą bawić zbyt długo
– Dlaczego?
– Bo… Jesteś jeszcze za mały, żeby to zrozumieć.
– Nie jestem!
– Jesteś! Jesteś za mały i za naiwny. Nie wszystko jesteś w stanie pojąć, zrozum.
Konrad prychnął pod nosem, odwracając wzrok. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Karol się o niego martwi i jak bardzo mu na nim zależy.
– Konrad, obiecaj mi, że nigdy więcej do niego nie podejdziesz, proszę. – Chłopiec spojrzał na niego bez słowa. – Obiecaj, że jeśli następnym razem go zobaczysz, uciekniesz.
– Ale…
– Obiecaj.
– Obiecuję…
– Dziękuję – odparł Karol, całując go w czoło.

Konrad otworzył oczy, czekając, aż obraz nabierze ostrości. Od czasu hipnozy nic się nie zmieniło – biały sufit wciąż był biały, a tykanie zegara nie ustępowało.
– Jak się czujesz? – zapytała kobieta siedząca na fotelu obok. Chłopak powoli obrócił głowę, by na nią spojrzeć i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z cieknących po jego policzkach łzach.
– D-dobrze – jego głos zadrżał. Odchrząknął i podniósł się do pozycji siedzącej, ocierając powieki. – Dobrze – powtórzył.
– Wydaje mi się, że już wiem, co cię dręczy – powiedziała powoli, zakreślając coś w notesie. – Powiedz mi tylko, gdzie teraz jest Karol?
Konrad przymknął na chwilę oczy i przełknął ślinę. Nienawidził do tego wracać. Do tego, co stało się z jego bratem. Nienawidził tego wspominać.
– Nie żyje. Był chory.
A przynajmniej tak wszystkim mówił. To nie było jednak kłamstwem. Karol umarł z powodu nowotworu, jednak w pamięci Konrada wyrył się obraz jego ostatnich chwil życia. Kiedy rodzice rozmawiali z lekarzami, on siedział przy jego łóżku. Widział, jak z coraz większym trudem łapie oddech. Widział, jak bardzo sczezł od czasu, kiedy trafił do szpitala. Ale nawet ten widok nie był równy temu, co stało się kilka minut później. Ciemna postać mężczyzny, którego spotkał tamtego dnia, znikąd zjawiła się w pokoju, pogrążając w półmroku całe pomieszczenie. Karol naraz zaczął rzucać się na łóżku, wijąc z bólu i jęcząc w agonii. Konrad nie był w stanie nic zrobić. Nie potrafił się ruszyć, nie potrafił odezwać. Siedział i ze łzami w oczach obserwował, jak jego brat umiera w męczarniach. Nim rodzice i lekarze zjawili się w pokoju, nieznajomy zniknął, a wraz z nim życie Karola.


Tekst z 03.12.2018 r.

Komentarze

  1. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki to przedstawiłeś. Zaczynając od, zdawałoby się, zwykłego letniego popołudnia, które z czasem przeradza się w pierwsze spotkanie małego z tajemniczą postacią – postacią, którą jego starszy brat wydaje się znać aż za dobrze. Plus za sposób w jaki zdecydowałeś się pokazać, że to wspomnienie – ciekawi mnie z czym młody (znaczy, jego postarzona o X lat wersja) chodzi do terapeuty. Czyżby tajemniczy typ wbrew staraniom Karola znalazł jednak sposób, żeby wprosić się w życie jego młodszego brata, czy może jednak Konrad po raz ostatni widział rzeczonego typa w dniu, w którym chłopak zmarł? A skoro już przy tym jestem – końcówka jest za-je-bi-sta!
    Cholernie podoba mi się sposób w jaki opisałeś jego śmierć, a to ostatnie zdanie... No ciarki. Kupiłeś mnie, zdecydowanie jestem na tak. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Guardian

Chaos