Guardian
Drzwi cicho zaskrzypiały, kiedy do pokoju weszła Sylwia. Konrad leżał na ziemi z kartką papieru i kredkami przed sobą. Nie zwracał uwagi na kosmyki włosów wpadające mu do oczu. Sięgnął po niebieską kredkę, aby nadać rysunkowi nieco kolorów, i kolejnymi pociągnięciami barwił niebo będące tłem całej scenerii. Niewielki dom, on trzymający mamę za rękę, kilka drzew, kot oraz Karol – z góry czuwający nad ich bezpieczeństwem. Na widok zmarłego syna Sylwia zacisnęła usta w cienką linię i przeniosła wzrok na Konrada. Przykucnęła przy nim i przeczesała jego włosy, kiedy ten uniósł głowę, aby na nią spojrzeć. – Brakuje ci go, prawda? – zapytała czule. Ten jednak wzruszył ramionami i ponownie wrócił do rysowania. – Niespecjalnie. – Nie? – zdziwiła się, przysiadając na jednej nodze. – Pamiętam, jak jeszcze niedawno to przeżywałeś. – Ale Bres powiedział, że nic mu nie jest i że teraz jest szczęśliwy. – Bres? – Mój przyjaciel – odparł radośnie, odkładając kredkę i sięgając po czerwoną. – Na początku